Headshot
Reż. Timo Tjahjanto i Kimo Stamboel
Scenariusz: Timo Tjahjanto
Produkcja: Indonezja
Premiera: 08.12.2016
Obsada: Iko Uwais, Chelsea Islan, Sunny Pang, Very Tri Yulisman, Julie Estelle i inni.
Premiera: 08.12.2016
Obsada: Iko Uwais, Chelsea Islan, Sunny Pang, Very Tri Yulisman, Julie Estelle i inni.
Dzisiaj na Kino-Akcji
miała się pojawić nader pochlebna recenzja Headshot,
wypełniona zachwytami nad najnowszą produkcją spod ręki braci Mo.
Zapowiadało się w końcu tak pięknie: The Mo Brothers – których
lubię nieco bardziej niż większość – za kamerą, Iko Uwais w
roli głównej, a jego Uwais Team tworzy choreografie scen akcji. I
co z tego fuzji wynikło? Faktycznie przyzwoite choreografie i
wykonanie scen walk, lecz unurzane w nonsensownej fabule i pokazane
za pomocą kamery, którą niepotrzebnie wymachiwano na wszystkie
możliwe strony.
Strzelaniny,
bijatyki i tryskająca krew pojawiają się już w pierwszej scenie,
przedstawiającej ucieczkę z więzienia pana Lee (Sunny Pang) –
enigmatycznego mordercy, przemytnika broni i narkotyków oraz, co
najważniejsze, mistrza sztuk walki. Jego ucieczka jest co prawda
nieco zbyt kuriozalna, by zapisywała się w pamięci jako udana
sekwencja, lecz jest też przyjemnie krwawa, stąd można przymknąć
oko na zawarte tu głupoty. Następnie przenosimy się na brzeg
morza, z którego zostaje wyrzucone ciało nieprzytomnego mężczyzny
(Uwais). Budzi się on 2 miesiące później pozbawiony pamięci, acz
z niejasnym uczuciem, że być może wcale nie jest pozytywnym
bohaterem. Na szczęście zdążyła się w nim zadurzyć atrakcyjna
lekarka, więc jego rekonwalescencja należy do przyjemnych.
Przynajmniej do momentu, gdy w niejasnych okolicznościach informacja
o jego odnalezieniu trafia do miejscowego gangstera, który – po
przejaskrawionych scenach akcji – informuje o wszystkim pana Lee.
Dalej wszystko toczy się typowymi dla kina akcji torami: bandziory
atakują i porywają lekarkę, dając tym samym Ishmaelowi – jak
nazwała go nowa miłość – motywację do zemsty i rozlewu krwi.
Fabuły
filmów braci Mo nigdy nie należały do zbytnio skomplikowanych. Od
krwawego slashera Macabre
(2009) przez thriller akcji Killers
(2014) do nowego Headshot
bracia wykorzystują utarte schematy kina, po czym dodają do nich
kilka wiader krwi krwi, wzbogacają o parę dodatkowych zwrotów
akcji oraz podkręcają prędkość z nadzieją, że widz nie zdąży
zauważyć ewentualnych potknięć. O ile jednak Kazuki Kitamura i
Oka Antara – będąc sprawnymi aktorami – potrafili wynieść
swoich bohaterów w Killers ponad
płytkie postaci, o tyle w Headshot aktorstwo
jest zwykle dość mierne. Najnowsza produkcja to również krok
wstecz względem fabuł sklecanych przez braci; ekstremalna prostota
scenariusza z niezbyt dużym skutkiem starająca się zakręcić
historią w sposób nasuwający skojarzenia ze wspomnianym Macabre
nie wzbudzają wielkiego zainteresowania. Tym bardziej, że Lee choć
dwujęzyczny – czym wskazuje na swój brak przynależności
narodowej – to w gruncie rzeczy okazuje się być nadto
jednowymiarowym złoczyńcą.
Pozostają
więc sceny akcji, w których niezniszczalny niemal Uwais –
podobnie jak to czynił w Merantau (2009)
– praktycznie bez uczucia
zmęczenia będzie rozprawiał się z coraz to kolejnymi oszalałymi
zabójcami/wojownikami, wspinając się na coraz wyższy poziom
trudności niczym w arcade'owej bijatyce. Choreografia scen jest
cokolwiek udana, może nie jest to poziom The Raid 2,
ale trudno będzie się na scenach akcji zawieść, szczególnie, że
sporo uwagi poświęcono na zniszczenia jakich dokonują. Poorane
śrutem twarze, fragmenty maszyny do pisania w ręku, otwarte
złamania, roztrzaskane gałki oczne i więcej – zadawane obrażenia
są nader zróżnicowane, zawsze pomysłowe i najczęściej krwawe.
Zwykle twórcy robią też wszystko, co w ich mocy aby przekazać
energię i brud zmaganiom na ekranie, czy to telepiąc kamerą w rytm
strzałów z AK-47 czy obracając kadr podczas wyskakiwania przez
tylne okno autobusu. Szkoda tylko, że w poszukiwaniu większej
dynamiki i prób przerzucenia części siły ciosów na widza nieco
za często telepali kamerą, przez co nie każdą wymianą razów
można się w pełni nacieszyć. Im jednak poziom trudności
przeciwników wzrasta, tym mniej rozedrgane są kadry i gdy dojdziemy
już do finalnego starcia to ciężko już mówić o jakichkolwiek
mankamentach.
Headshot
to nie jest zatem kino na poziomie The Raid 2,
w mojej opinii także nie przewyższa pierwszego The Raid,
lecz jest to przyzwoita kontynuacja pozytywnych trendów w
indonezyjskim kinie akcji. Iko Uwais po raz kolejny udowadnia, że we
współczesnym kinie kopanym nie ma wielu na jego poziomie, a bracia
Mo potwierdzają, że ich pełne przemocy kino jest idealne dla
filmów akcji. Jeśli więc zaopatrzą się w lepszy scenariusz i z
większym wyczuciem będą pokazywać sceny bijatyk to będzie można
mówić o naprawdę świetnych mordobiciach. Na przekonanie się, czy
też takowe stworzą być może nie trzeba będzie zbyt długo
czekać. Na horyzoncie widać już bowiem produkcję The Mo Brothers:
The Night Comes for Us,
w której ponownie – choć wydaje się, że tym razem już nie w
roli głównej – pojawi się Uwais.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz