niedziela, 14 maja 2017

Boyka: Undisputed IV (Todor Chapkanov, 2016)

Boyka: Undisputed IV
reż. Todor Chapkanov
scenariusz: David N. White
Rok produkcji: 2016

Obsada: Scott Adkins, Teodora Duhovnikova, Alon Aboutboul, Martyn Ford i inni.

Po tym, jak na kino-akcyjne pole bitwy wkroczył Dolph Lundgren przyszła kolej na mocne wejście kultowego już w świecie niskobudżetowych akcyjniaków Scotta Adkinsa. Znany z powietrznych ataków Adkins ma za sobą bardzo aktywny rok 2016, w którym pojawił się jako protagonista m.in. średniego Hard Target 2 (Roel Reine) czy zaskakująco udanego Eliminators (James Nunn), po którym nabrałem ochoty zobaczenia Brytyjczyka w kolejnej części Terminatora; zaliczył też występ w wysokobudżetowej superprodukcji jako jeden z bandziorów w rozczarowującym Doctor Strange (Scott Derrickson). Niewątpliwie jednak najbardziej wyczekiwaną produkcją z jego udziałem był Boyka: Undisputed IV (Todor Chapkanov), czyli trzecie spotkanie z najbardziej kompletnym fighterem na świecie.

Boykę spotkaliśmy po raz pierwszy w zamierzchłej przeszłości roku 2006, kiedy to pojawił się jako agresywny, lecz honorowy antagonista niskobudżetowego sequela Undisputed (2002) Waltera Hilla. Co prawda w finale został mocno poturbowany przez George'a Chambersa (Michael Jai White), ale większość widzów nie miała wątpliwości, że to Rosjanin wypadł lepiej w ringu, co zaowocowało filmem Undisputed III: Redemption (Isaac Florentine, 2010), gdzie Boyka stanął w centrum akcji i widowiskowo pojedynkował się m.in. z Marko Zarorem. Po 6 latach oczekiwania, w 10. rocznicę swojej pierwszej walki na ekranach wojownik powrócił i wygląda jeszcze lepiej niż przedtem.

Boyka: Undisputed IV to kopane kino akcji, ograniczające fabułę praktycznie do minimum, lecz zachowujące wystarczające ilości dramatyzmu, rozwoju postaci oraz stopniowania napięcia aby widz nie pozostał tylko biernym widzem serii bijatyk. Wręcz przeciwnie, widz czuje więź z (anty?)bohaterem i kibicuje mu w jego poczynaniach, wciągających protagonistę coraz głębiej w kłopoty, nadających produkcji słodko-gorzki smak. Boykę zastajemy gdy z dala od więziennego życia toczy pojedynki z nadzieją na możliwość rozpoczęcia zawodowej kariery na ringu. Jego szansa manifestuje się w postaci walki z innym aspirującym zawodnikiem z Rosji. Po ostrej wymianie ciosów przeciwnik Boyki upada na deski, a przed samym Boyką otwierają się drzwi na skąpane w światłach reflektorów wielkie areny. Gdy jednak dociera do niego wieść, że przeciwnik zginął w wyniku otrzymanych ciosów, targany wyrzutami sumienia Boyka wraca do Rosji, aby spotkać się z żoną zmarłego i poprosić o wybaczenie. Ta prowadzi centrum pomocy dla dzieci, które wymagało więcej pieniędzy na funkcjonowanie niż posiadało małżeństwo. Gdy więc okazuje się, że kobieta jest zadłużona u miejscowego gangstera, chcącego wykorzystać dług by ją zniewolić, protagonista decyduje się stanąć na ringu w klubie złoczyńcy i wygrać główną nagrodę – wolność kobiety i czyste sumienie.

Wystarczy kilka zbiegów okoliczności i chęć moralnej odbudowy Boyki by stworzyć prostą, acz nie prostacką historię mobilizującą bohatera do kolejnych, coraz trudniejszych starć. Zredukowana do niezbędnego minimum fabuła i wybór aktorów jasno więc pokazują, co było dla twórców najważniejsze: sceny walk. I nie ma co ukrywać, pojedynki są bardzo dynamiczne, kamera zawsze pokazuje wszystkie ciosy w pełnej krasie, brak tu tanich montażowych trików, widzimy twarze fighterów niezastąpionych przez kaskaderów i wszyscy, a nadto Adkins, pokazują się z jak najlepszej strony wykonując skomplikowane choreografie, w których nie zabrakło zarówno popisowych akrobacji Brytyjczyka, jak i kilku ciosów, jakie przed kamerą zadał po raz pierwszy. Efekty dźwiękowe również udanie wzmacniają energię ciosów, pozwalając widzowi poczuć chociaż odrobinę mocy z jaką okładają się wojownicy. Warto przy tej okazji pochwalić Tim Mana, odpowiadającego za choreografie scen walk; widzowie filmów z Adkinsem powinni kojarzyć go już jako choreografa walk w Ninja II: Shadow of a Tear (Isaac Florentine, 2013).

Boyka: Undisputed IV to szybkie, agresywne kino akcji, wypełnione doskonale zrealizowanymi pojedynkami z dość różnorodnymi przeciwnikami. Bez silenia się na fabularną innowacyjność, przedstawia zwartą, emocjonującą opowieść, gdzie Scott Adkins w efektownym stylu rozprawia się z kolejnymi przeciwnikami. Tym samym ponownie udowadnia, że nie zbyt wielkiej konkurencji na arenie amerykańskiego i europejskiego kina kopanego, co tylko wzmaga oczekiwania wobec nadchodzących Accident Man i Triple Threat.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz